REKLAMA

 REKLAMA

Robert Piętka

REKLAMA

pracaEL 600x245 beskidlive

REKLAMA

jacek jarco

 

Kościół w Ciścu, czyli "Cud jednej nocy"

Kościół w Ciścu, czyli "Cud jednej nocy"

W imieniu Ośrodka Promocji Gminy w Węgierskiej Górce serdecznie zapraszamy

do obejrzenia wystawy fotograficznej dokumentującej budowę Kościoła w Ciścu "Cud jednej nocy". Ekspozycję można zwiedzać od 2 do 27 października w Ośrodku Promocji Gminy Węgierska Górka.


Historia kościoła w Ciścu

BEZ ŚWIĄTYNI
Cisiec należał do Parafii w Milówce. We wsi nie było nawet kaplicy, w której choćby okazjonalnie można było odprawić Mszę św. Wzniesienie własnej świątyni było marzeniem i ambicją wielu pokoleń mieszkańców wsi. W końcu znalazła się garstka osób, które zaczęły energicznie zabiegać o własny, cisiecki kościół. Było to na początku lat siedemdziesiątych. Liczne pisma, prośby i wnioski pozostawały bez odpowiedzi władz. W tym czasie, w 1971r. Do Milówki trafił ks. Władysław Nowobilski. Do jego obowiązków między innymi należała katechizacja w Ciścu. Po bezskutecznych zabiegach w wielu urzędach, parafianie wpadli na pomysł urządzenia kaplicy w jakimś istniejącym już pomieszczeniu. Wybór padł na starą, nieczynną już piekarnię rodziny Śleziaków. Przy bliższych oględzinach okazało się jednak, że budynek nie może pełnić tej funkcji. Wtedy postanowili wybudować kaplicę od podstaw lecz w tajemnicy przed wszelkimi urzędnikami. Według planów miał to być "dom dwurodzinny". Takie właśnie projekty zostały zatwierdzone przez władze.

TAJNE PRZYGOTOWANIA
Wiosną 1972 roku rozpoczęły się prace przy fundamentach. Sekretu jednak nie udało się długo utrzymać. Pod koniec czerwca, gdy zaczęto wznosić pierwszą ścianę przyszłej kaplicy, urzędnicy nakazali wstrzymać prace pod pretekstem odstępstw od zatwierdzonych planów. Rozpoczęły się pierwsze przesłuchania. Właściciela posesji i formalnego budowniczego "domu" Władysława Śleziaka nakłaniano do ujawnienia przeznaczenia budynku. Namawiano go też do odsprzedaży rozpoczętej budowy państwu miałoby tam zostać wybudowane przedszkole. Prośby i groźby nie pomogły. W październiku władze postawiły ultimatum albo sprzedaż rozpoczętej budowy albo jej natychmiastowa rozbiórka. "Opatrzność sprawiła, że w tym właśnie czasie spotkałem na rekolekcjach ks. Mariana Przewrockiego z diecezji przemyskiej, który kilka miesięcy wcześniej bez zezwolenia władz w ciągu 24 godzin wybudował u siebie kaplicę na przygotowanych już fundamentach . To samo postanowiliśmy zrobić u nas" wspomina ks. Nowobilski. Prace miały być rozpoczęte późnym wieczorem w ostatnią sobotę października. Wcześniej w ukryciu zgromadzono materiały budowlane i przygotowane elementy więźby. Mimo, że wszystkie te prace starano się prowadzić tylko w wąskim kręgu wtajemniczonych osób, to do władz dotarły informacje o planowanej budowie. Dzień przed zaplanowaną datą rozpoczęły się wezwania mieszkańców do gminy, gdzie ostrzegano ich przed przystąpieniem do nielegalnej budowy. Straszono grzywnami, a nawet więzieniem. We wsi pojawiły się wzmożone siły milicji. To wszystko spowodowało, że budowę odwołano.

PAMIĘTNA DOBA
Kolejne terminy rozpoczęcia budowy ustalono na niedzielny poranek 5 listopada. Aby krąg osób wtajemniczonych był jak najmniejszy, postanowiono, że dopiero w ostatniej chwili zostanie rozniesiona po wsi wiadomość, że za chwilę na fundamentach wstrzymanej budowy zostanie odprawiona Msza Święta. Tym razem się udało. Ksiądz Nowobilski od ołtarza, utworzonego z pustaków i desek wezwał, po raz pierwszy jawnie i głośno do rozpoczęcia budowy. "Po Mszy entuzjastycznie przystąpiono do prac" opowiada ksiądz Nowobilski. Duże musiało być zaskoczenie władz, bo dopiero po kilku godzinach na terenie budowy przybyło kilku funkcjonariuszy SB z kamerami i aparatami fotograficznymi. Później prośbami, obietnicami i groźbami próbowano nakłonić mieszkańców do wstrzymania prac. Bezskutecznie. Gdy we wsi wyłączono prąd, to budowę kontynuowano w świetle samochodowych reflektorów, pochodni i płonących opon. Po 24 godzinach 5,5 metrowe ściany kaplicy były gotowe, a na ich szczycie ułożona była więźba. "To prawdziwy cud, że świeże mury nie runęły pod takim ciężarem. Doszło nawet do rozchodzenia się murów, więc trzeba je było wiązać i podpierać. Wytrzymały i stoją do dziś" mówi ksiądz Nowobilski. Dwie następne doby to krycie dachu deskami i papą. Cisiec miał wreszcie własny dom Boży, lecz mieszkańców czekał jeszcze długi okres obrony swej świątyni. Były grzywny, sprawy sądowe, dotkliwe szykany. Pojawiły się groźby zburzenia kaplicy. Mieszkańcy wsi noc w noc przez całe dwa lata pełnili dyżury w kaplicy. Władze próbowały też wymusić na krakowskiej Kurii decyzję o zamknięciu nielegalnej kaplicy. "Jestem przekonany, że nie obronilibyśmy naszego kościoła, gdyby nie wspaniała postawa kardynała Karola Wojtyły" twierdzi dziś ksiądz Nowobilski. Opowiada on o spotkaniach, słowach otuchy oraz o wizytach kardynała Wojtyły w Ciścu. "Naszemu Ojcu Świętemu zawdzięczamy to, że mamy nasz kościół. Nie zapomnimy tego nigdy", dodaje.

WCZORAJ I DZIŚ PARAFII
Następne miesiące i lata, to wciąż nielegalne rozbudowywanie i urządzanie kościoła. Jego poświęcenia dokonał kardynał Wojtyła w grudniu 1977 roku. W końcu władze ustąpiły przed uporem i determinacją mieszkańców wsi i w roku 1979 zalegalizowały kościół. Konsekracja świątyni nastąpiła w 1982 roku, a 14 sierpnia 1984 roku w Ciścu została erygowana samodzielna parafia. Jej patronem został św. Maksymilian Marii Kolbe, ten sam, który od dwunastu lat patronował cisieckiemu kościołowi. Dzięki ofiarności parafian zmienił się on nie do poznania. Swój ostateczny kształt z charakterystyczną strzelistą więźbą uzyskał on na dwudziestolecie pamiętnej budowy. Wciąż jeszcze środkową nawę tworzą mury, wybudowane niegdyś w ciągu jednej doby. Trzeba je było tylko wzmocnić murowanymi podporami.

Źródło: parafia.cisiec.eu

 REKLAMA

Przeczytaj także